Duży Format, 25 kwietnia 2013
Weź Mnie Ze Sobą
Pół klasy nagle się wyludnia – uczennice idą rodzić. I potem już najczęściej nie wracają do szkoły. Rodzą kolejne dzieci. To jedyna droga do kariery.
Z Łukaszem Sokołem, który fotografował młodociane matki w Kamerunie, rozmawia Grzegorz Sroczyńki
`
1. Marlice, 23 lata
    Matka pięciu córek: Fridy (10 lat), Angeliki (6 lat), Mirandy (5 lat), Angeli (4 lata), Cecylii (2 lata)
Cytat z przewodnika: „Kamerun to wyjątkowe miejsce. Jest tu wszystko, co w Afryce urzeka - ludzie, przyroda, kultura. Afryka w pigułce”. 
Gorzkiej pigułce.
I jeszcze: „Kamerun jest świetnym miejscem dla tych, którzy chcieliby pojechać do Afryki, lecz obawiają się zderzenia z miejscową rzeczywistością”.
Zderzenie raczej będzie. Jak silne to zależy, w którą część kraju się pojedzie.
Ty pojechałeś gdzie?
Na wieś. Zachodni Kamerun to część anglofońska, dawna kolonia brytyjska. Bogatsza, bardziej cywilizowana. A wschód to dawna kolonia francuska. Tam zaczyna się dżungla i typowo wiejskie życie. Bieda. I nastolatki w ciąży. Trzynastolatki. 
Marlice ze zdjęcia jest starsza. 
No tak. Ale spójrz na jej dzieciaki i sobie policz. Piątej córki - dziesięcioletniej Fridy – nie ma na zdjęciu, jest akurat u babci. Marlice zaszła w pierwszą ciążę kiedy miała 12 lat. To na wiejskim wschodzie zjawisko powszechne. Nie musiałem szukać tych dziewczyn. Jeździłem od wsi do wsi i one po prostu tam były. Zachodzą w ciążę jak tylko osiągną dojrzałość płciową. A piętnastolatki w ciąży - to już standard.
Dlaczego tak wcześnie rodzą?
To jedyna możliwa droga kariery dla kobiety. Urodzić, jak najszybciej. Udowodnić swoją wartość. Jeszcze nie rodziła? Może jest bezpłodna? Dopiero jak urodzi dziesięcioro, to ma szacunek. Jedna z nauczycielek opowiadała mi, że pół klasy nagle się wyludnia - uczennice idą rodzić. I potem już najczęściej nie wracają do szkoły. Rodzą kolejne dzieci. 
Może Kameruńczycy taki mają model rodziny. I tyle. Przestańmy się gorszyć i dziwić. 
Nie. To jest problem. I nie są nim dzieci, tylko słabe więzi rodzinne. Pełnych rodzin jest niewiele. Te kobiety zostają najczęściej same, ojciec dziecka nie poczuwa się do odpowiedzialności. Jedynym tradycyjnym obowiązkiem mężczyzny jest dostarczenie wyprawki dla dziecka. Na kolejnych zdjęciach zobaczysz, że niemowlaki są dobrze opatulone w nowe rzeczy. Ale poza tym taki facet już nic nie musi. „Kupię wyprawkę, a potem opiekuję się już mniej” - mówią. To eufemizm, bo „mniej” to znaczy wcale. Byłem w innych państwach afrykańskich, ale nigdzie nie było tak źle pod tym względem.
To co z tym Kamerunem?
Nie wiem. Nie rozumiem. Oni nie przeszli przecież wielkiej traumy, jak inne kraje w regionie. Nie mieli wojen domowych, nie mordowali się nawzajem jak w Ruandzie czy Burundii, gdzie – mimo tych dramatów - rodzina jest w lepszym stanie.
Co się dzieje z tymi dziećmi?
Często stają się towarem. Dzieci są ,,wypożyczane”  dalszej rodzinie, ciotce, wujkowi, babce do pracy w polu i do pomocy w domu. 
Kim jest facet Malrice?
Ich jest dwóch. Cztery córki ma z obecnym partnerem, a pierwszą - z innym. To też sytuacja typowa. Osiemnastolatki mają po kilkoro dzieci z różnymi mężczyznami. Liczą, że w końcu któryś się z nimi ożeni. 
Dzieci Marlice są grzeczne, czy tylko do zdjęcia tak ładnie usiadły?
Grzeczne. Dzieci sprawiają tam wrażenie bardziej potulnych niż w Europie. Są karne i pracują. Jak nie pracują, to zajmują się sobą same, samodzielnie też konstruują zabawki. Felgę popychają kijem. Piłkę sklecą z torebek foliowych. Nie słyszałem też płaczu niemowlaka, chociaż jest ich w każdej wsi mnóstwo. Może dlatego, że w pierwszym okresie są cały czas z matką w chuście na jej plecach.
Co Marlice robi na zdjęciu z tymi liśćmi?
To liście bananowca. Pod nogą ma kamień – słabo go widać - na którym je rozciera. Zmiesza to potem z maniokiem i będzie kolacja. 
Marzenia?
„Żeby dzieci poszły do szkoły”. Ale nie stać jej na to. 
Szkoła jest płatna?
Żeby dostać jakikolwiek socjal, musisz być zarejestrowany i płacić podatek. A oni najczęściej nie są zarejestrowani. Zresztą do publicznej szkoły i tak trzeba dopłacać. Państwo działa tam słabo. Na przykład - wypłata pensji. Bywa, że przez tydzień nie ma lekcji, bo nauczyciele pojechali po wypłaty do stolicy.
Marlice narzeka?
Nie. Mówi: „Dzieci dają mi radość”. Myślę, że jest zadowolona z obecnego życia. Mieszka razem z parterem i jego rodziną. Zgodzili się ją przyjąć pod swój dach. Sama nie miała dobrego dzieciństwa - matka ją zostawiła, nie ma z nią kontaktu.

2. Marie Thérise Minsi, 18 lat
    Matka 7 miesięcznego chłopca Akaba Julle Stephena
Przy maszynie? Uczy się szycia?
Tak. Chodzi do szkoły, którą prowadzą polskie siostry Pallotynki. Jest objęta programem „Adopcja serca”. Ma w Polsce opiekuna, który co miesiąc zobowiązał się płacić jakąś kwotę. Pieniądze pójdą na trzy lata nauki i wyprawkę po skończeniu szkoły. Dostanie maszynę, właśnie takiego Singera .
I cokolwiek zarobi w tych biednych wsiach? 
Tak. Tam się szyje ubrania. Sukienki, spodnie, koszule. Piękne. Zobaczysz na następnych zdjęciach. Dla Marie to szansa na lepsze życie. Nie zna swojego ojca. Jej matka miała dwóch kolejnych parterów i kolejne dzieci, ale jeden mężczyzna umarł, a drugi zniknął i „nie ma go do dziś”. 
Jak wygląda dzień Marie?
Wstaje rano i – bez śniadania - idzie pięć kilometrów do szkoły z dzieckiem. Dopiero po szkole idzie „szukać czegoś do jedzenia”.
Szukać?
No coś zawsze wyciągnie się z ziemi. Po prostu. Tam nieustannie jest około 30 stopni, wegetacja trwa właściwie cały rok. Sami tak mówią: „Wystarczy wsadzić patyk w ziemię i coś z niego zawsze wyrośnie”. Raczej więc nie głodują, ale to jedzenie jest mało wartościowe. Kuskus z manioku. Purre z maniku. W kółko. Jakbyś cały rok jadł ziemniaki. Maniok ma mało wartości odżywczych. Awitaminoza jest powszechna. 
Mięso?
Rzadko. Dżungla jest strasznie przetrzebiona. Dzieciaki z procami polują na nietoperze. W mieście można zjeść szczura z grilla –  sprzedają na ulicach taką przekąskę. Ale trzeba uważać, bo szczur mógł być na trutkę złapany.
O czym marzy Marie?
„Żeby moje dziecko mogło wyjechać do Polski”. 
Do Polski?
Bo zna polskie siostry, więc to tak wymyśliła.

3. Eyanga Estelle, 17 lat, 
    Matka 2 letniej Daniele i dwumiesięcznego Anrole
Smutna.
Raczej zmęczona. Pracuje w polu. Ale masz rację, powód do smutku też ma. Zostawił ją chłopak. Nie dogadał się z rodzicami w sprawie „dotu”. 
Co to jest?
Mężczyzna musi zapłacić za dziewczynę jej rodzicom. To są długotrwałe negocjacje. Zapłacisz ojcu, myślisz że masz już sprawę z bańki, a tu nagle brat dziewczyny przychodzi po swoją część. Zapłacisz bratu - pojawia się jej siostra i mówi: „Przecież ja ją kiedyś uratowałam przed krokodylem”. I jest to powód do roszczeń.
Jak żyje Eyanga?
Ma młodych rodziców, jest ich pierwszym dzieckiem. Ale teraz mieszka z babcią. Akurat zbliżały się zbiory z kawy, więc powtarza „to da nam życie”. Sprzedadzą kawę. Ojciec dzieci w ogóle jej nie pomaga. 
Mieszka z babcią sama? 
Z babcią i 25 innymi osobami. Jest tam m.in. wujek, sześć dziewczyn w jej wieku, jakieś dzieci z różnych wiosek pobierane. Śpią po siedem osób na łóżku. Dziadek Eyangi był pierwszym czarnym katechetą w okolicy. Jej dwie ciotki są zakonnicami. 
Jak tam jest z AIDS?
W każdej rodzinie. Około 20 proc. ludzi jest nosicielami wirusa HIV. Przyzwyczaili się i po prostu o tym nie myślą. Tak jak u nas nie zwraca się uwagi, że ktoś ma katar w pracy. W obrośniętej burdelami, dużej cementowni w Figuil, wśród pracowników zrobiono badania na HIF. Okazało się że 60% jest nosicielami. Matki często same popychają córki do prostytucji. Mówią: "musisz sobie radzić" - taki eufemizm. 
Prezerwatywy?
Rząd promuje je niemrawo. Ale to głównie w miastach. Jedna z misjonarek tak mówi o tym: „Możesz zaprowadzić konia nad strumień ale nie zmusisz go do napicia się wody”. Prezerwatywy nie są popularne.
Prąd w tych wsiach jest?
Nie. Ale telefony komórkowe – owszem. Każdy musi mieć. 
A jak je ładują?
W barze – takiej budzie – stoi generator na ropę. A potem, żeby złapać zasięg trzeba iść 15 kilometrów. Komórka jest bardziej wyznacznikiem statusu. 
Mają tak jak Polacy: pokaż się, a zastaw się?  
Bardzo. Rodzina stawia na przykład samochód przed chałupą - ale to nie jest sprawny samochód, tylko nieużywany wrak. Z wymontowanym silnikiem. No ale stoi. „Mamy auto”. W każdym barze jest antena satelitarna. Oglądają europejskie seriale. „W Europie to jest inne życie” - powtarzają 
Mają rację. 
Tak. Ich frustracja dopiero się rodzi, ale będzie narastać. Jak tylko w jakimś miasteczku pojawia się prąd, to natychmiast rośnie las anten satelitarnych. I każdy chce jechać do Europy. „Weź mnie ze sobą” – to słyszałem wiele razy. „Czy mógłbyś mnie zabrać? Ja bym pracowała u ciebie!”. 
I co mówiłeś?
Że nie mogę. „Tutaj masz siostrę, rodzinę”. Czasem dodawałem coś w stylu: „Jak będziesz się uczyć, to tu też będziesz mieć dobre życie”. Chciałbym żeby tak było, choć niewielu się to udaje.  
4. Akoumzok Marie, 16 lat
    Matka miesięcznej Elie
Te maskotki są jej czy dziecka?
Dobre pytanie. Nie wiem. 
Kanapa jak z Bodzio Meble.
Tak. To zamożniejsza rodzina, klasa średnia. Nie żyją na wsi, tylko w niewielkim mieście. Dom wyłożony kafelkami. Na bogato. Telewizor gra. Matka dziewczyny jest weterynarzem i była wściekła z powodu ciąży. „Co za wstyd”. Musiałem ją długo przekonywać, żeby w ogóle się zgodziła na te zdjęcia. Potężna kobieta, trochę się jej bałem. Cały czas cenzurowała, co córka mówi. 
Ojciec dziecka?
Uczeń tej samej szkoły. Czasem się pojawia. Chcą być razem, ale czy coś z tego wyjdzie, nie wiadomo. Dziewczyna marzy, żeby jej mała Elie była kiedyś kimś. „Żeby nie zrobiła tej samej głupoty, co ja zrobiłam” - mówi zerkając potulnie na matkę. Matka z kolei mówi, że jak przyjdzie w drugiej ciąży, to ją wyrzuci z domu.
Aborcji nie mogli zrobić?
Aborcja w Kamerunie jest zakazana, choć wykonywana jest powszechnie, nawet w 6 miesiącu ciąży.  Zakaz aborcji nie ma związku z kościołem. Rząd uznaje religię katolicką jednak nie bierze jej pod uwagę w podejmowaniu decyzji. Występuje więc w prymitywnej formie ludowej: dziewczyny wciskają w siebie rozmaite rośliny, co grozi zakażeniem i śmiercią. Najczęściej odbywa się to w domu lub u marabu -czarownika. Szpitale na wschodzie kraju to też okropny widok. Szpital owszem jest, ale nie ma w nim wody ani prądu. Lepiące się ściany. Sala porodowa w skrzepach krwi. Z chorobami naprawdę bezpieczniej iść do szamana. I tak to zresztą załatwiają. Na szczęście w wielu miejscach przychodnie prowadzą misjonarze, tam już jest cywilizowanie.

5. Bela Bekono Sidoine, 17 lat
    Matka rocznej Zoe Rokany, jest w 6 miesiącu ciąży.
Fajna sukienka. Gdyby nie tło wyglądałaby jak modna mieszkanka Manhattanu. 
No tak. I te piękne sztuczne włosy.
Sztuczne?
Na bank. Bardzo to u nich modne. Wplata się w warkocze chińskie sztuczne włosy i grube się robią. 
A ta sukienka skąd? Też chińska?
No skąd. Sukienka jest szyta na miarę. Mają piękne materiały. Kolorowe. Im biedniej, tym bardziej kolorowo się ubierają. Poszedłem do krawca, chciałem zamówić wzorzystą koszulę. Nie chciał przyjąć zamówienia. Powiedział: „Kolorowa? To nie dla ciebie. To biedota tak się ubiera”. Ale w końcu uszył. 
Co robi Bela?
Ma siódemkę rodzeństwa. Przerwała szkołę. Pracuje w polu. „Pole daje wszystko” - mówi. Powtarza też: „Nie jest trudno być matką”. Zrozumiałem, że w Kamerunie to w pewnym sensie prawda. 
Bo?
Tam dziecko to nie jest żaden problem. Szczepienia? Zupki? Ubranka? Wózki? Dobra szkoła? Oni o tym wszystkim nie muszą myśleć. Z posiadaniem dzieci nic się nie wiąże, poza tym, że trochę więcej manioku trzeba ugotować.
Co robią faceci?
Faceci są głównie beztroscy. Kobieta czegoś chce? Marudzi? To on wychodzi z domu i już nigdy nie wraca. Nie zobaczysz tam mężczyzny, który niesie wodę albo drewno. To zadanie kobiet i dzieci. 
No ale coś przecież robią. Chleją jak u nas?
Też. Głównie matango, czyli wino z soku palmowego. Ci leniwi ścinają całą palmę i podstawiają kubek. Sok ścieka w słońcu i już jest sfermentowany. A bardziej ambitni i ekologiczni nie niszczą drzewa, tylko wdrapują się na górę i mocują kubełki. Bywa, że spadają z palmy w drodze po następną kolejkę, co kończy się kalectwem. 
Wiesz co? Sceneria jest egzotyczna, ale to wszystko brzmi znajomo. Widziałeś „Arizonę” Ewy Borzęckiej? 
Ja bym nie porównywał Kamerunu i Polski. Naprawdę. U nas nawet w byłych pegeerach, które pokazywała Borzęcka, nie było takiej biedy i beznadziei. 
Była. Dokładnie taka sama. Tacy sami bezradni ludzi opuszczeni przez wszystkich. 
Nie. Inna skala. Naprawdę.Tam nie ma żadnego socjalu, ludzie są zdani tylko na siebie.
Zostawmy. Opowiedz jeszcze o tym zdjęciu. Co stoi z tyłu.
To jej dom. Wrzucają mokrą glinę w formy i z tego budują. Tylko zobacz - glina się wykrusza, robią się dziury, a oni tego nie uzupełniają. Dom zaczyna się pochylać, to podeprą go kijaszkiem. Widać te kijaszki na zdjęciu. Aż w końcu taki dom się zawala. Bo komuś nie chce się robić bieżących napraw. Byłem zły, jak to obserwowałem. Niezaradność czasem wkurza. 
Niezaradność wkurza?
Złościsz się na tych ludzi. Że wszystko krzywe. Że ledwo podparte. Że brudne. To cię osłabia. Dlaczego nie pozalepiać tych dziur w ścianach? A potem się karcę za tę złość – nigdy nie żyłem w biedzie, w dodatku bez jakiejkolwiek nadziei na odmianę losu. Więc nie powinienem oceniać. 
Wchodzę do takiej lepianki i słucham opowieści. Jakaś kobieta mówi: „Mam aids i wiem, że zaraz mnie nie będzie. Ale dzieci świetnie się uczą. Co z nimi robić? Jak oddam je ciotce, to nie będzie dbała, żeby chodziły do szkoły”. To są takie rozmowy i takie dylematy. I co chwilę po wsiach widzisz dzieciaki totalnie zaniedbane. Wpieprzają ten maniok, od początku nie mają szans na prawidłowy rozwój, bo jedzenie jest bezwartościowe. To się powiela w tej chacie przez pokolenia.
Chcesz im pomóc?
Fotografią nie zmienia się świata. Nie mam już takich złudzeń. Ale chciałbym, żeby Polacy wiedzieli, jak jest na świecie. I żeby rozumieli, że solidarność międzyludzka musi być szersza, nie może obejmować tylko własnego podwórka. Owszem, w Polsce też jest bieda. I zgoda, że we wsiach pegeerowskich działo się źle. Ale bądźmy precyzyjni. Polska bieda jest obudowana jakimś systemem. Mamy kraj, który jakoś tam funkcjonuje. Państwo cię wyedukuje. Państwo cię wyleczy. Nasz kraj nie jest umieralnią.

6. Vianny Embaltou, 15 lat, 
    matka 2 tygodniowej Priscilii
To typowe wnętrze domu? 
Tak. Bardzo typowe jest na przykład łóżko. Inne sprzęty też - lampa naftowa na stoliku. Na drugim planie widać też palenisko, tli się cały dzień.
Podłoga?
Klepisko. Dom z wylewką betonową to rzadkość. 
I jeszcze ta kura w tle.
Zwierzęta trzyma się w domu, bo kradną. Raz poznałem rodzinę, która żyła z krową. Dziecko Vianny ma dwa tygodnie, ale ona sama jest jeszcze dzieckiem. Sądzę, że nie ogarnia tej sytuacji. Mało mówiła. Tęskni za chłopakiem, ale on jej nie pomaga. Ciotka mówi: „Byli razem, zaszła w ciążę i on wyjechał. I wszystko na moich barkach”. 
Mieszka z ciotką?
Tak. Ta ciotka sama ma piątkę dzieci - zresztą to nasza Marlice z pierwszego zdjęcia. Marlice się martwi o Viannę: „Ona nie ma pieniędzy na naftę i mydło”. Bo trzy podstawowe rzeczy, które trzeba kupić to nafta, mydło i sól. Jedzenie znajdziesz na polu, w dżungli. 
Jaką Vianna ma przyszłość, jak sądzisz? 
Myślę, że nieciekawą. Będzie chodzić w pole pracować. I będzie szukała kolejnego faceta, żeby mieć z nim dziecko i żeby wziął ją pod opiekę. 

7. Assoya Christelle, 16 lat
    Matka 3 dniowej córeczki, która nie ma jeszcze imienia
Ależ zadowolona!
Tak, cała szczęśliwa. Siedzi z niemowlakiem na takim tronie z desek. W dach domu wciśnięte były liście palmowe - to znak, że dziecko się urodziło. 
Ojciec dziecka? 
Jest nauczycielem w jej liceum. 
Co?
No tak. Dopytywałem, czy to nie był skandal. A mówią tylko: „To porządny chłopak”. Pełna akceptacja. 
To chyba fajna rodzina. 
Fajna. Assoya jest córką katechety. To dumni ludzie, uważają się za wykształconych. Ta rodzina jakoś się trzyma. 
Ojciec poczuł się ojcem?
Chyba tak. Dał w każdym razie wyprawkę. Plan mają taki: dzieckiem zajmie się babcia, a Assoya wróci do swojego chłopaka i szkoły, żeby ją skończyć. Chłopak mówi, że ją kocha. I chciałby mieć wielką rodzinę, kilkanaścioro dzieci.
Coś jeszcze chcesz powiedzieć?
Fascynuje mnie dobro z jakim się tam spotykam. 
?
Moimi przewodnikami po Kamerunie byli misjonarze. Pozbawieni złudzeń, niesamowicie życiowi. Kompletnie inaczej patrzący na to, co w powszechnym mniemaniu uznajemy za działalność charytatywną. Twardzi, często skazani na klęskę, mimo ogromnych nakładów pracy. Bezwarunkowo oddani pomocy. 
Back to Top